Stąd pobierasz różne materiały pomocne do zajęć z bieżącego semestru . Musisz znać hasło.
Ci którzy mnie zdążyli poznać, wiedzą, że jestem zwolennikiem "twardej" opcji metodologicznej i zupełnie nie podzielam entuzjazmu dla badań jakościowych w pedagogice w ogóle, a w pedagogice specjalnej w szczególności. Zdecydowanie wolę mierzyć zjawiska i ustalać zależności zachodzące między nimi. Wynika to zapewne z większego zainteresowania biologią niż kulturą. Ta ostatnia interesuje mnie jedynie jako zbiór czynników (choć może lepiej powiedzieć system), które wchodzą w rozliczne relacje z biologicznym podłożem zachowania. Relacje indywidualno-środowiskowe można badać jakościowo albo ilościowo, lecz jeśli w grę wchodzą wątki biologiczne, to dla ujęcia ilościowego zasadniczo nie ma alternatywy. Interakcje i korelacje genowo-środowiskowe i skutki ich działania to bardzo konkretne zjawiska a nie rozmyte konstrukty. W pedagogice specjalnej istotą problemu człowieka jest utrwalone zaburzenie funkcji biologicznych - to nie kultura generuje niepełnosprawność, lecz wrodzona lub nabyta wskutek choroby albo urazu dysfunkcja biologiczna (wpływy środowiska mogą nasilać lub łagodzić dysfunkcję, lecz zasadniczo jej nie generują). Podstawowym zadaniem pedagoga specjalnego jest zatem interwencja w mocno zwykle zakłócone procesy biologiczne. W gruncie rzeczy tak samo można by określić zadanie psychoterapii i resocjalizacji. Nie twierdzę, że kontekst społeczno-kulturowy etiologii zaburzeń przystosowania i przebiegu rehabilitacji jest bez znaczenia, lecz sądzę, że nie powinien on być w centrum uwagi. Drażni mnie pedagogika zajęta wszystkim, co dzieje się obok człowieka ale nie samym człowiekiem, tym co dzieje się w nim (dystansowanie się pedagogiki wobec psychologii i klejenie się do socjologii, czy do nauk o kulturze). A już pedagogika specjalna skupiona na czymś innym niż usprawnianie lub kompensowanie zaburzonych funkcji nie ma - według mnie - racji bytu. Jeśli mówimy o diagnozowaniu zaburzeń i i ich terapii, jako istocie pracy pedagoga specjalnego, to kluczowe jest zagadnienie trafności diagnozy i efektywności rehabilitacji lub terapii. W tym wypadku orientacja ilościowa jest "oczywistą oczywistością". Podobne podejście znajdujemy w profilaktyce zachowań problemowych, od której oczekuje się zdolności wywoływania konkretnej zmiany w zachowaniu i stylu życia młodych ludzi. Pedagogów-humanistów może niepokoić tak bezczelna akceptacja "technologii urabiania" oraz orientacji neopozytywistycznej. Zostawiam ich samych z tym niepokojem. Cóż - z antypodów raczej słabo się słyszymy, a wykrzykiwanie racji trąci szowinizmem. A my przecież tylko mówimy w innych językach o różnych obszarach rzeczywistości. Róbmy więc swoje - najlepiej jak umiemy. Triangulacje metodologiczne? Złudzenia ...